czwartek, 21 kwietnia 2016

Bardzo zły tekst

Jak działają portale typu Herbatka? Zasada jest generalnie prosta: ktoś wrzuca swój tekst (opowiadanie, wiersz), ktoś go komentuje. Teksty bywają naprawdę różne. I absolutnie fantastyczne, i absolutnie do bani. Ja czytam wszystkie. W końcu to mój portal, więc wypada mi dawać dobry przykład.
Inna kwestia to podejście autora do pisania. Są początkujący autorzy, którzy mają świadomość braku umiejętności, ale się starają, chcą się rozwijać, chłoną wiedzę jak gąbka i z tekstu na tekst są coraz lepsi. Z takimi ludźmi naprawdę cudownie się pracuje, bo człowiek ma wrażenie, że jego poświęcenie (tak, to jest poświęcenie - czasu, uwagi, nerwów...) nie idzie na marne. Pisania naprawdę można się nauczyć. Znajomość kilku podstawowych zasad wystarczy, żeby tekst czytało się dobrze. Fabuła to zupełnie inna sprawa, ale teraz na myśli mam tylko i wyłącznie kwestię stylu. 
Przeciwnością autora powyżej jest weteran, który pisze "od zawsze" i wydaje mu się, że osiągnął doskonałość, choć tak naprawdę jego teksty nie nadają się do czytania. Jest to ktoś, kto zazwyczaj ma elementarne problemy z posługiwaniem się językiem polskim i sprawia wrażenie, jakby w życiu nie miał w ręku żadnej książki. Ale w swoim mniemaniu ma misję, jest natchniony, a niedoceniający go czytelnicy to swołocz i półmózgi.
Są to przypadki ekstremalne, ale niestety sporo ich w swoim życiu spotkałam. I właśnie wczorajszy dzień upłynął pod znakiem bardzo złego tekstu bardzo złego autora. Zdarza mi się, że czytając mam ochotę przegryźć sobie żyły, albo znaleźć autora i własną pięścią wybić mu z głowy pasję pisarską. Wczoraj półtora godziny poświęcone na opowiadanie, którego autor nie ma za grosz szacunku dla czytelnika, skończyło się migreną, która wyłączyła mnie z życia na resztę dnia. 
Dlaczego sobie nie odpuściłam? To niestety jedna z moich licznych schiz: są takie rewiry, w których jestem do bólu obowiązkowa. Nie potrafię porzucić zaczętego tekstu lub książki, choćby nie wiem jak były kiepskie. A na Herbatce męczy mnie każda nieprzeczytana proza. Do niektórych zbieram się nawet i pół roku, ale przeczytam, bo straszy na moim czytniku.
Cały czas się jednak zastanawiam, jak można tak bardzo nie szanować czasu drugiej osoby, a swojej pracy dawać tak żenujące świadectwo? Jak można pisać "od wieków", a uważać interpunkcję i gramatykę za chłopskie zabobony? Siedzę w tym "biznesie" dziesięć lat i nadal mi się to nie mieści w głowie. 
Chwilowo mam uraz do czytania czegokolwiek. Mam jednak nadzieję, że szybko minie, bo na czytniku mam  już zaczęte wyjątkowo smakowite, niepublikowane jeszcze nigdzie opowiadanie Marianny Szygoń... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz