piątek, 22 kwietnia 2016

Kwietniowa Herbasencja

I wreszcie za mną. Nawet tak jakby na czas, biorąc pod uwagę daty publikacji wcześniejszych numerów.



Sama praca nad numerem nie zajęła dużo czasu, choć zdarza się, że niektóre numery idą wyjątkowo topornie. Tutaj problem polegał raczej na niemożności wygospodarowania wolnej chwili.
Nie ze wszystkich numerów jestem zadowolona wizualnie, ale z tego na pewno. Kolorystyka dobrana jest pod steampunkową sowę, autorstwa Emilii Michniewicz, o której pisałam wcześniej. Osobiście bardzo dobrze się w takich tonach czuję.
Nie miałam absolutnie pomysłu na wstęp. Tabula rasa, więc poza krótkim rysem historycznym i omówieniem numeru, nie ma tam nic. O poezji wypowiadać się nie będę, bo jakoś przeleciała mi w marcu obok.
Natomiast jeśli chodzi o prozę, to jest to bardzo solidny numer i pod względem autorów i poziomu tekstów. 

"Za siedmioma bilboardami" Przemek Morawski

Przemek Morawski, zwany podstuwakiem, to jedno z moich najbardziej wartościowych odkryć internetowych. Autor, którego pokochałam od pierwszego przeczytanego tekstu ("Corpus Nobile"). Ciężko mi uwierzyć, że było to aż pięć lat temu. Od tego czasu mocno ewoluował i poszedł w kierunku, w którym nam już nie tak bardzo po drodze, co nie znaczy, że przestałam uwielbiać jego teksty. "Za siedmioma bilboardami" to właśnie taki tekst nie w moim stylu, ale i chyba nie do końca w stylu Przemka. Absolutnie wariacka wizja z reklamami w roli głównej. Każdy, kto ogląda telewizję bez problemu zrozumie motywację tak autora, jak i bohaterów opowiadania. A jednak nie da się tu niczego przewidzieć. 
To zdecydowanie nie jest tekst dla wszystkich, ale jeśli ktoś gustuje w tekstach bez trzymanki, bezczelnie wywlekających wszelkie absurdy naszej codzienności, to będzie zadowolony.

"Czerwona poświata" Antoni Nowakowski

FortApache vel RogerRedeye, czyli Antoni Nowakowski to postać dosyć znana w kręgach internetowej fantastyki. I dosyć kontrowersyjna, raczej niezamierzenie. Śledzę jego karierę od wielu lat i jednego nie można mu odmówić: progresu. To przykład autora, który naprawdę wyciąga wnioski z komentarzy od czytelników i dobrze na tym wychodzi. Wcześniej zdarzały mi się zastrzeżenia do tekstów Antoniego, przez niektóre przedzierałam się z wielkim trudem. Do "Czerwonej poświaty" nie miałam zastrzeżeń żadnych. Czytałam z czystą przyjemnością, choć historia alternatywna, lekko podszyta sci fi to nie jest mój ulubiony gatunek literacki.

"Rosół z gołębia" Ewa Marchwińska

Ewa Marchwińska, czyli Werwena, póki co ma stuprocentową skuteczność, jeśli chodzi o liczbę tekstów zamieszczonych na Herbatce i w Herbasencji. I nie ma się co dziwić. Jej opowiadania mają w sobie to "coś", co bardzo dobrze rokuje. Już poprzedni, "Cesarzowa Tilisza", zrobił na mnie bardzo dobrze wrażenie, a i wiem, że na portalu fantastyka.pl został wybrany przez użytkowników najlepszym tekstem 2015 roku. Jest w pisaniu Ewy jakaś właściwa tylko kobietom magia, a jednocześnie daleko im od przesłodzenia i infantylności. A o to akurat w przypadku "Rosołu z gołębia" nie byłoby trudno, bo jest to kolaż znanych wszystkim baśni. I choć bajkowy ton utrzymany jest jak najbardziej, to jest w tym tekście także coś wyjątkowego i oryginalnego. Myślę, że to właśnie "to coś", co Ewa potrafi dać tekstom od siebie.

"Laleczki" i "Żołnierzyki" Jan Maszczyszyn 

Jan Maszczyszyn stoi u mnie "na jednej półce" z Przemkiem Morawskim. Jego odkrycie też zawdzięczam portalowi fantastyka.pl, choć w tym przypadku miłość rodziła się bardzo długo, bo ciężko jej było wzbić się ponad chaotyczny sposób pisania Jana - jahusza. Kiedy w końcu zaskoczyło, to już na maksa. W tym momencie mogę bez przesady stwierdzić, że nie znam drugiego autora z wyobraźnią choćby zbliżoną do pomysłów Jana Maszczyszyna.
"Laleczki" i "Żołnierzyki" można bez problemu omówić razem, bo łączy je wspólna tematyka - zabawki. Pod względem emocjonalnym te dwa opowiadanka rządzą numerem. Nastrój nadchodzącej katastrofy jest tak gęsty, że czytając nie mogłam się zdecydować, czy przerwać lekturę i dać sobie szansę na uspokojenie, czy jak najszybciej stawić czoła nieznanemu. 


Tyle na temat kwietniowej Herbasencji. Co do majowej mam bardzo poważne obawy, bo jak na razie wygląda na to, że nie bardzo będę miała co tam z prozy włożyć. Nie wiem jeszcze, jak rozwiążę ten problem, ale bardzo możliwe, że będzie to numer wyłącznie poetycki. Pierwsza taka sytuacja w niemalże czteroletniej historii portalu.
Nie ma się co martwić na zapas. Na razie czeka mnie popołudnie odpoczynku od literackiej części Pracowni i bardzo się z tego cieszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz